To, że nauczyciel jest przygotowany metodycznie do przekazania wiedzy i umiejętności z zakresu własnego przedmioty – nie oznacza automatycznie, że uczeń jest w równej mierze gotowy, by tę wiedzę przyswoić. Jak zatem nauczyć uczenia się?
Nie chodzi jedynie o teorię, zapamiętywanie ciągów dat, definicji i powiązań przyczynowo-skutkowych. Przede wszystkim chodzi o nabycie umiejętności, które pozwolą uczniowi w przyszłości odnaleźć się na rynku pracy, przekwalifikowywać się, rozwijać własne zainteresowania i pasje, funkcjonować w wielokulturowych społeczeństwach, nadążyć za coraz szybciej zmieniającą się rzeczywistością.
W tym kontekście umiejętność i chęć do uczenia się przez całe życie wydają się być o wiele bardziej istotne niż jeszcze dekadę temu. I właśnie tu pojawia się wyzwanie dla nauczycieli: nauczyć UCZENIA SIĘ. Jednym z punktów wyjścia jest notatka…
Notowanie to sztuka, a raczej sztuczka
W większości przypadków uczniowie nie umieją notować. Dla nich zrobienia notatki oznacza mechaniczne, bezrefleksyjne przepisanie fragmentu podręcznika lub linearne zapisywanie treści przekazywanych przez nauczyciela. W efekcie dostajemy (w wersji ucznia pilnego) kilka stron pokrytych drobnym maczkiem lub (w wersji bardziej niedbałej) jeden akapit z początku naszej wypowiedzi. Dlaczego jeden? Bo się już na początku zgubił, gdy zastanawiał się, jak napisać: „korzyści”.
Przy takim trybie notowania nie da się też uniknąć ciągłych próśb o powtórzenie tej czy innej informacji. „A od którego momentu powtórzyć?”, pytamy. I słyszymy odpowiedź, po której nic, tylko załamać ręce: „Najlepiej od początku, proszę pani!”. Zresztą z tak skonstruowanej notatki uczeń też niewiele wyłuska, przeczyta ją raz, może dwa, ci bardziej ambitni będą próbowali nauczyć się jej na pamięć i przy odpowiedzi wyrecytują zdanie po zdaniu, ale gdy spróbujemy zmienić konstrukcję pytania lub poprosić o podejście problemowe – polegną.
Jak więc przekonać uczniów, by spróbowali czegoś nowego, czegoś, co wymaga początkowego wysiłku i pracy, ale z pewnością na dłuższą metę przyniesie lepsze rezultaty? Jak zachęcić ich do rysowania, które przecież do tej pory kojarzyło się tak „niepoważnie” i „nie-szkolnie”? Tylko własnym przykładem.
Sketchnoting w modzie
Gdy mowa o notatkach graficznych – może się pojawić cała lista możliwości. Bo przecież tabela porównująca oświecenie z romantyzmem, schemat układu krwionośnego ssaków, przedstawienie cząsteczki kwasu solnego czy układu geologicznego dna morskiego – to notatka graficzna. Jeszcze kilka lat temu triumfy święciła mapa myśli, która pozwalała na nielinearne podejście do tematu, a równocześnie w przejrzysty sposób porządkowała wiedzę. Obecnie mamy boom na notatkę rysowaną, czyli (anglicyzując): sketchnoting.
Przykłady i zalety tego typy zapisu można znaleźć we wcześniejszych artykułach:
- Narysuj swoje myśli. 7 sposobów na skuteczną naukę
- MYŚLOGRAFIA, czyli jak organizować myśli na kartce papieru
- Jak mapować myśli?
- Po co mapować myśli?
- Mapy Myśli – od czego zacząć?
Mowa jest zarówno o atrakcyjnym wyglądzie, gradacji treści za pomocą graficznych znaczników i kolorów, konieczności przemyślenia i selekcji notowanych treści, większym zaangażowaniu w tworzenie notatki, co przekłada się na jakość jej zapamiętania. Czasem pojawia się kontrargument, iż sketchnoting przeznaczony jest głównie dla wzrokowców, ale czy taki uproszczony podział na trzy typy: wzrokowców, słuchowców i kinestetyków jeszcze się sprawdza? Jest siedem typów inteligencji i każdy z nas jest ich mieszanką, nie da się więc schematycznie przypisać konkretnych narzędzi nauki do danego typu uczenia się. Za to zasadne wydaje się zaproponowanie uczniom różnych możliwości i pozostawienie im wolnego wyboru.
Ale czy musimyyy…?!
Na samym początku, gdy pojawia się hasło: rysujemy!, słyszę pomruki niedowierzania i jęki niechęci. Bo jak to? Rysować? Tak jak w przedszkolu? I po co? Entuzjastów jest w klasie niewielu, jeśli w ogóle jacyś się znajdą. Zazwyczaj sztandarowym argumentem jest stwierdzenie: „Ale ja nie umiem rysować!”. I co wówczas odpowiedzieć? Że: „Kółka i kreski to też rysunek!”.
Ale skąd taka niechęć? Przecież młodsze dzieci rysują chętnie i bez zasłaniania się własną nieumiejętnością czy niedokładnością wykonania. Dla nich rysowanie to świetna zabawa, która (z punktu widzenia nauczycieli) pobudza kreatywność, ćwiczy cierpliwość, dokładność, wyczucie kolorów, wizualizację abstrakcyjnych pojęć, budowanie struktury narracji… Wymieniać można bez końca.
W takim razie skąd niechęć starszych uczniów? Może wynika to z faktu, że coraz rzadziej używa się długopisu, a może nikt wcześniej nie zainspirowała ich do sketchnotingu?
Verba docent, exempla trahunt
Jak więc przekonać uczniów do tej formy? Metodą drobnych kroczków. Nie od razu Kraków zbudowano, uczeń też nie od razu zostanie entuzjastą sketchnotingu. Warto więc dać mu mocne podstawy pod tę kluczową umiejętność, jaką jest uczenie się i krok za krokiem wprowadzać klasę w tajniki notowania graficznego.
1. Pierwszym krokiem są gotowe notatki z lekcji przygotowane przez nauczyciela. Takie zajęcia odbywają się normalnym trybem, uczniowie robią własne notatki i w ogóle nie ma na początku mowy o rysowaniu. Za to na zakończenie lekcji dostają albo już wydrukowane kartki z graficzną notatką z lekcji, albo namiar na stronę w Internecie, skąd mogą je pobrać. Wówczas nauczyciel ma pewność, że wszystko, co najważniejsze, znajdzie się w zeszycie ucznia.
Co można w ten sposób przedstawić? Praktycznie wszystko. Patrząc z punktu widzenia polonisty: i mity greckie, i archaizmy w kolędach, i analizę poezji romantycznej.
2. Kolejnym stopniem wtajemniczenia jest notatka robiona na bieżąco przez nauczyciela na tablicy. W ten sposób prezentuję treści, omawiam je wraz z uczniami i dodatkowo, w tak zwanym „międzyczasie” – rysuję na tablicy. Po zakończeniu uczniowie mają czas na przerysowanie notatki. Co to daje? Angażują się w sam proces analizy tekstu, ale jeszcze nie czują presji, by samodzielnie wymyślać sposób jej wizualnego przedstawienia. Natomiast przerysowując – ćwiczą już pewne typowe grafiki, ikonki, ramki itp., które później będą mogli wykorzystać we własnych pracach.
3. Krok dalej są karty pracy. Ileż to razy korzystamy z nich na lekcjach? Tym razem jednak proponuję wykonać je samodzielnie właśnie w formie notatki graficznej. Tym sposobem narzucamy organizację przestrzeni, ale też zostawione są wolne miejsca do zapełnienia przez uczniów. To takie pierwsze prawie samodzielne notatki. Od inwencji poszczególnych osób zależą stopień i jakość tych uzupełnień, ale efekty na tym etapie są już wielce zadowalające.
4. Ostatni etap to w pełni samodzielna notatka graficzna. Może ona być robiona w oparciu o fragmenty tekstu z podręcznika, zarówno w domu, jak i na bieżąco w trakcie lekcji. Uczeń, zamiast zapełniać marginesy zeszytu zygzakami, oczkami, smokami i innymi potworkami – tę samą energię twórczą skupia na nauce, bo przecież to właśnie nauka!
Warto również pokazać uczniom strony w Internecie zawierające gotowe szablony do pobrania czy przykłady gotowych realizacji. Mogą je potraktować jako inspirację do własnych działań twórczych i może im się to nawet spodoba…?
„Ale…” po raz drugi
W tym momencie słyszę głosy nauczycieli, którzy z dystansem podchodzą do tej formy notatki. Zaczyna się zupełnie tak samo jak u uczniów: „Przecież ja nie umiem rysować!”. I odpowiadam to, co powyżej: „Kółka i kreski to też rysunek”. Nie chodzi przecież o to, byśmy tworzyli nową wersję szkicownika Leonarda da Vinci, nie chodzi też o zawody, komu ładniej wyjdzie dworek w Soplicowie. „Krzak dzikiej róży” Kasprowicza może mieć limbę wyglądającą jak bożonarodzeniowa, przewrócona choinka i też będzie nieźle. Zresztą, jeśli sami pokażemy, że tu nie o perfekcję idzie, ale o to, by „bawiąc, uczyć” i sami też się przy tym dobrze bawimy – stajemy się bardziej wiarygodni. Zresztą jest to zabawa wciągająca, a praktyka czyni mistrza… Dobrze, może nie od razu mistrza, ale pełnego dobrych chęci rzemieślnika. A im częściej taką formę będziemy proponować uczniom, tym łatwiej – z każdą kolejną lekcją – przyjdzie nam zaangażować ich w przedstawiane treści.
I wtedy się przekonamy, jak wiele jest sposobów, by narysować „Tren X” Jana Kochanowskiego. Proszę mi wierzyć, uczniowska wersja duszy w czyśćcu jako „Pogromcy duchów” pod prysznicem – BEZCENNE!
Katarzyna Żak
Polonistka, od początku związana ze szkołami ponadgimnazjalnymi, autorka scenariusza nagrodzonego w konkursie „Temat: Europa” i wydanego w publikacji pod tym samym tytułem. Opublikowała kryminały „Nie ma tego złego”, „Niedaleko pada jabłko” oraz powieść paragrafową „Wierzeje Czasu”.