Wielu rodziców narzeka na swoje dorastające dzieci, że nie odzywają się do nich całymi dniami, że płaczą bez powodu, wściekają się przy zwróceniu najdrobniejszej uwagi, zamykają im drzwi przed nosem, nie pozwalając wejść do pokoju. Niektórzy wprost pytają – co się stało z naszym dzieckiem? Czy tak będzie już zawsze? Kiedy to się skończy? Jak towarzyszyć dziecku w tym trudnym, przede wszystkim dla niego okresie, nie tracąc z nim kontaktu?

  

Normą rozwojową jest to, że nastolatek zaznacza coraz bardziej swoją odrębność i niezależność, poszukując odpowiedzi na wiele pytań: kim jestem, jaki jestem, co potrafię, jak mnie widzą inni, co jest moją mocną stroną? Aby sobie odpowiedzieć na te pytania, nastolatek poszukuje, bada świat, eksperymentuje zwykle metodą prób i błędów, nierzadko wchodząc w ryzykowne zachowania. Często też neguje dotychczasowy świat wartości, w którym dorastał. To, że nasze dziecko staje się drażliwe, kłótliwe, zachowuje się nieprzewidywalnie, często zmienia zdanie, trudno się z nim na coś umówić, widzi świat czarno-biały, reaguje emocjonalnie – jest normalne, to niezbędny element dojrzewania. Takie zachowania są konieczne, po to, aby młody człowiek mógł się zdystansować emocjonalnie od rodziców i był gotowy na budowanie trwałych i stabilnych związków emocjonalnych z innymi.

Wielu ekspertów podkreśla, że to, czego potrzebuje nastolatek, to żeby rodzice go:

  • kochali,
  • ufali mu,
  • rozmawiali z nim.

Z jednej strony to bardzo proste, ale z drugiej trudno zaufać, skoro nieustannie przekracza granice. Z rozmową też nie bywa łatwo, ponieważ najczęściej słyszymy, że „się nie znamy i jesteśmy z innej epoki”. Pozostaje więc kochać pomimo trudności, które razem ze swoim dzieckiem przeżywamy, wiedząc, że to, czego ono najbardziej potrzebuje, to zapewnienia mu bezpiecznej bazy. 

To, czy czas dorastania naszego dziecka będzie dla nas trudnym okresem, zależy od tego, na ile mamy wewnętrzną zgodę, aby nastolatek zyskiwał coraz większą autonomię i mógł się uniezależnić od rodziców. No i oczywiście ponosić konsekwencje swoich decyzji. Nastolatek nie potrzebuje ratowania z opresji, na pewno nie za każdym razem. Zdarza się, że rodzice mają z tym problem. Chcą niejako uchronić swoje dziecko przed trudnościami, porażkami, nakazując lub zabraniając, co jest prostą drogą do buntu i jeszcze bardziej wzmaga złość i niezgodę u dziecka.

O płaszczyźnie do dyskusji i wymiany argumentów mówimy, gdy rodzice: szanują odmienny punkt widzenia swojego dziecka, nie oburzają się na to, co mówi, zaciekawiają się jego światem, proszą o wyjaśnienie czy wytłumaczenie bez złośliwości czy sarkazmu.

Jesper Juul w swojej książce pt. „Nastolatki – kiedy kończy się wychowanie” pisze, że jeśli rodzic chce być dla swojego nastolatka:

  • znaczącą osobą, którą warto posłuchać,
  • osobą, którą warto szanować, a nawet naśladować,
  • chce, aby nastolatek przestrzegał ustalonych wspólnie reguł i liczył się ze zdaniem rodzica, to musi na „serio” zainteresować się światem młodego człowieka.

Co to znaczy na serio zainteresować się światem nastolatka?

  • Dawać wsparcie emocjonalne niezależnie od skutków działań.
  • Wysłuchać.
  • Być autentycznym w przekazie werbalnym i niewerbalnym.
  • Rozumieć dziecko i udzielać mu wskazówek tylko wtedy, kiedy o nie poprosi.
  • Być po prostu obecnym w życiu dziecka. Przy czym nie chodzi tylko o obecność fizyczną, ale emocjonalną, o tzw. dostępność wtedy, kiedy dziecko mnie potrzebuje.
  • Być otwartym na dziecko, na dyskusje z nim w duchu szacunku.

Jeśli rodzic będzie się zbyt mocno angażował w życie nastolatka, to poskutkuje to agresją i zachowaniami buntowniczymi. Może to również powodować bierność, podporządkowywanie się rodzicom, bezradność a w konsekwencji lęk przed odpowiedzialnym budowaniem swojego dorosłego życia.

Z drugiej strony zbyt małe zaangażowanie rodzica, czyli nieinteresowanie się światem nastolatka w myśl zasady „jesteś już dorosły, to radź sobie sam”, powoduje poczucie osamotnienia, opuszczenia, a nawet brak zaspokojenia podstawowych potrzeb.

Najbardziej optymalne zaangażowanie to postawienie się w roli sparingpartnera, czyli kogoś, kto stawia maksymalny opór, wyrządzając jak najmniejszą szkodę. Rodzice nie powinni rezygnować z wyrażania swoich opinii, komunikowania swojego zdania, nawet jeśli wydaje się, że to nie przynosi rezultatu.

Sparingpartner mówi o swoich przekonaniach, wartościach, przekonuje, zachęca, natomiast nie sięga po przymus. Ponieważ to zawsze będzie powodować bunt, wrogość ze strony nastolatka lub jedynie pozorną zgodę respektowanie odgórnie narzuconych zasad.

Rodzice wielokrotnie pytają, co robić, jak zareagować, kiedy np. widzę swoje dziecko, kiedy robi coś, na co nie mam zgody? Np. widzę, jak moje dziecko w towarzystwie kolegów pije piwo.

No właśnie?

  • Czy od razu podejść do dziecka, zrobić mu awanturę, odebrać piwo i nakazać powrót do domu?
  • Czy może odebrać piwo, ale bez awantury kazać mu wracać do domu?
  • A może wezwać policję, w końcu są niepełnoletni?
  • Może nie robić nic, wrócić do domu i dopiero jak dziecko też wróci, próbować przyłapać je na kłamstwie, pytając, gdzie było i co robiło (jakbyśmy nie wiedzieli) i w konsekwencji doprowadzić do zawstydzenia, upokorzenia tak, że po prostu „straci twarz”.
  • A może po prostu wrócić do domu, zaopiekować się sobą, wyregulować emocje, poczekać na dogodny moment i powiedzieć:

„Widziałam Cię dziś z piwem na mieście i chciałabym, żebyś wiedział, że mi się to nie podoba. Zdaje sobie sprawę, że nie jestem w stanie temu zapobiec (bo naprawdę nie jestem, rodzic nie ma takiej mocy), ale chcę żebyś wiedział, że nie zgadzam się na to i chciałabym żebyś przestał to robić”.

I tyle, a może aż tyle. Oczywiście, już słyszymy, jak nasze dziecko mówi: „Mamo daj spokój, tak robią wszyscy”.

Jak mogłaby odpowiedzieć mama-sparingpartnerka: „Ok, słyszę, co mówisz, nie rozmawiamy jednak teraz o tym, co robią wszyscy, ale o tym, co robiłeś Ty. Nie jest mi obojętne, co robisz. Wiem, że nie mogę Ci tego zabronić, bo i tak zrobisz swoje, ale chciałbym żebyś o tym wiedział, że to mi się nie podoba i nie akceptuję tego”.

Na temat dojrzewania nastolatków narosło tak wiele mitów i ostrzeżeń dla rodzica, że ci włączają tzw. „przyśpieszone wychowanie”, uważając, że mogą jeszcze coś na szybko poprawić i przeciągnąć swoją rolę wychowawczą zgodnie z zasadą „ja wiem lepiej”. Ta zasada w relacji z nastolatkiem zwykle prowadzi właśnie do buntu, walki, do łamania reguł, wchodzenia w zachowania ryzykowne.

Już pisałam wcześniej, że nastolatek potrzebuje olbrzymiej dawki zaufania, ale potrzebuje też, żeby rodzice znaleźli dla siebie nową rolę jako rodzice, żeby wycofali się z „pierwszego frontu” życia dziecka i zostali nieco w tyle na wypadek, gdyby dziecko potrzebowało od nich wsparcia.

Czas aktywnego wychowania już się skończył. Mówiąc metaforycznie, nastolatek to strzała wypuszczona z łuku, nad którą już nie mamy kontroli. Teraz rodzic jest wolny i to, co może zrobić najlepszego dla swojego dziecka, to cieszyć się swoim synem, swoją córką i na nowo podjąć np. porzucone zainteresowania (zająć się sobą). Nastolatek ma się dobrze wtedy, kiedy jego rodzice mają się dobrze.

Małe dzieci zwykle traktują rodziców jak nieskazitelnych bohaterów i wzór do naśladowania. Nastolatki już zdają sobie sprawę, że jesteśmy zwyczajnymi ludźmi, że mamy swoje wady i ograniczenia. Być może to właśnie dzięki temu są w stanie opuścić matkę i ojca i wyruszyć w poszukiwaniu własnej drogi.

Dystans emocjonalny, jaki tworzą nasze nastolatki, jest im niezbędny i wspomaga je w odchodzeniu z domu rodzinnego bez lęku i poczucia winy, że porzucają kochającą mamę i tatę, bo jak mówi indyjskie przysłowie:

„Dziecko jest gościem w twoim domu. Nakarm, naucz i puść wolno”.

  

Źródła:

Nastolatki-kiedy kończy się wychowanie. Jesper Juul. Wydawnictwo MiND. Podkowa Leśna, 2014.

  

Marzena Jasińska

Trener, dyplomowany coach, doradca rodzinny. Od lat wspiera rodziców w konsultacjach indywidualnych oraz warsztatach psychoedukacyjnych. Swoją pracę opiera na filozofii Jespera Juula, założeniach Rodzicielstwa Bliskości oraz Porozumienia Bez Przemocy. Specjalizuje się w zakresie neurodydaktyki oraz uczenia się uczniów. Ekspert rozwoju osobistego, komunikacji, negocjacji. W swojej pracy zajmuje się także tematyką mediacji szkolnych, procesów grupowych, zarządzania zmianą w organizacji i zarządzania zespołem. Prywatnie mama dwóch dorosłych synów.